Second hand – tanio, ale z klasą

second hand

Ciuchland, lumpeks, szmateks – sklep z używaną odzieżą ma wiele określeń i większość z nich nie kojarzy się pozytywnie. Bo do niedawna kupowanie w tego typu sklepach było powodem do wstydu, ubierali się w nich tylko najbiedniejsi. Dziś na sklepy z odzieżą z drugiej ręki mówi się z angielska „secondhand”, a ubieranie się tam zaczęło być modne!
Dzisiejsze secondhandy nie przypominają w niczym tych, które pamiętamy z lat 90-tych – niewielkie, osiedlowe sklepiki z koszami pełnymi wymieszanych ubrań, które ważyło się i brało do domu w dużych ilościach. Rzadko zdarzało się, że można było w tych koszach znaleźć coś wartościowego, przeważnie były to stare, niemodne już ubrania, w których wstyd było się pokazać. Od paru lat jednak właściciele tego typu sklepów postanowili zmienić taktykę. Ubrania już nie leżą wygniecione w koszach, a wiszą na wieszakach – osobno damskie, osobno męskie, osobno bluzki, spodnie, kurtki, sukienki – każda rzecz na swoim wieszaku. W większości przypadków – każda z ceną, dzięki czemu nie trzeba już ich ważyć przy kasie, bo z góry wiadomo, ile kosztują. No i najważniejsze – w sklepach z używaną odzieżą są dziś przymierzalnie, jak w każdym innym odzieżowym sklepie.
Dlaczego kupowanie w secondhandach stało się modne? Bo można w nich znaleźć prawdziwe perełki. To już nie te same, niemodne i przestarzałe ubrania, ale ciuchy dobrej jakości, często z kolekcji znanych butików czy nawet projektantów. Jeśli ma się szczęście i trafi do „szmateksu” w dzień dostawy, można kupić jedwabną bluzkę z H&M za 5 zł, czy żakiet od Marksa i Spencera za 20 zł. Niektóre z tych rzeczy są nieużywane, bo mają jeszcze fabryczne metki.
Popularność sklepów z używaną odzieżą jest tak duża, że w Internecie powstają ciągle nowe fora, grupy i blogi, na których „ciuchlandomaniacy” wymieniają się uwagami, na temat konkretnych sklepów i chwalą tym, co udało im się tam kupić za grosze.